środa, 18 marca 2015

Kanonada piękna, lecz zbyt skromna


W rewanżowym meczu ligi mistrzów Arsenal wygrał z Monaco 2:0, nie dało to jednak Kanonierom awansu (zadecydowały bramki wyjazdowe - pierwszy mecz w Londynie 1:3 dla Monako, przyp.). Brytyjskie media zachwycają się heroiczną postawą "The Gunners" i prześcigają się nawzajem w wymyślaniu kolejnych epitetów mających opisać wspaniałą postawę Arsenalu. Ich zdaniem do awansu zabrakło głównie szczęścia, ale czy napewno? Czy występ Arsenalu w rewanżowym meczu Ligi Mistrzów faktycznie zasłużył na porównania z heroizmem postawy Leonidasa pod Termopilami? 


Zacznijmy od faktów. Sytuacja Kanonierów przed meczem rewanżowym była gorzej niż fatalna. W pierwszym meczu obrona Arsenalu nie istniała w ogóle, a gracze AS Monaco skrzętnie to wykorzystywali i punktowali każdy, nawet najmniejszy błąd rywala. Gdy w 91 minucie rozgrywanego na Emirates Stadium pierwszego spotkania gola kontaktowego zdobywał Alex Oxlade-Chamberlain, to wydawało się, że Arsenal może jeszcze odwrócić sytuację na swoją korzyść. Niestety wówczas dała o sobie znać fatalna tego dnia postawa defensywy i w 94 minucie Yannick Ferreira-Carrasco zdołał trafić na 3:1. Sytuacja stała się więc trudna, a zdaniem wielu awykonalna. Minęły dwa tygodnie i zawodnicy wybiegli na murawę ponownie. Tym razem przeważał Arsenal i zdołał zwyciężyć, lecz tylko 2:0, co równoznaczne jest z odpadnięciem angielskiej drużyny z tej edycji Ligi Mistrzów.


Na pierwszy rzut oka wszystko wygląda pięknie. Dzielni i wspaniali gracze Arsenalu podnoszą się z kolan i mimo fatalnej postawy w pierwszej części dwumeczu, pokazują klasę. Rywal, który przed dwoma tygodniami pokazał się z tak dobrej strony, wczoraj nie był w stanie sklecić nawet jednej składnej akcji mogącej Kanonierom zagrozić. Niestety gdy podniesiemy tą piękną okładkę i zapragniemy przeczytać tą książkę zwaną "Monaco-Arsenal" to już nie wszystko będzie wyglądało tak pięknie.


Przeglądamy pierwsze 30 stronic, które pełne są długich, mozolnych opisów. Nic, co mogłoby nas zainteresować. Pomijamy więc te pierwsze 30 stron, bo co w nich ciekawego? I tu właśnie mamy pierwszą z przyczyn odpadnięcia Arsenalu z Ligi Mistrzów - kiepski początek spotkania. Oczywiste jest, że na początku drużyny muszą sprawdzić podłoże. Sprawdzić na ile mogą sobie pozwolić. Tak więc Kanonierzy testowali rywali, ale co z tego skoro nie potrafili stworzyć sobie żadnej naprawdę korzystnej sytuacji. Na ich obronę może działać fakt, że tego dnia defensywa zespołu z Księstwa Monaco była niesłychanie szczelna. Ale czy może to usprawiedliwiać drużynę, która w ostatnich miesiącach potrafiła pokonać obie drużyny z Manchesteru? Arsenal do takiej postawy rywali doskonale powinien być przyzwyczajon,y bo niejednokrotnie właśnie taką taktykę przyjmują ich ligowi rywale. Możliwe, że zawodnicy wicemistrza Francji posiadają lepszych defensorów niż przeciętne drużyny Premier League (choć po obejrzeniu niektórych wczorajszych popisów Kurzawy, czy też Abdennoura i z tą tezą wszedłbym chętnie w polemikę), lecz czy jest to jakakolwiek okoliczność łagodząca dla zespołu, który posiada tak wspaniałą armadę w ofensywie? Sanchez, Ozil, Giroud, Welbeck, Cazorla - ci piłkarze w pojedynkę potrafiliby przejść całą defensywę rywala i jeszcze dołożyć do tego bramkę. Wczoraj nie musieli działać w pojedynkę, mogli współpracować, a mimo to bramki nie zdobyli. To właśnie był pierwszy wczorajszy grzech Arsenalu - nieskuteczność w pierwszych 30 minutach spotkania.


Kolejne strony naszej księgi są już o wiele ciekawsze. Niestety spora część z nich opisuje nieskuteczność naszych bohaterów. Kolejna bolączka. Błędy w futbolu są wręcz codziennościa, zdarzają się każdemu i to normalne. Martwi jednak ilość tych błędów w przypadku Arsenalu. Kanonierzy mieli wczoraj kilka okazji, nie zawsze w pełni stuprocentowych, ale często bardzo obiecujących. Zespół, który znajduje się w takiej sytuacji, który musi walczyć i odrabiać straty ma wręcz obowiązek, by część z tych akcji wykorzystać. Na ten przykład fenomenalna sytuacja Welbecka z końcówki pierwszej połowy. Zawodnik Arsenalu miał przed sobą tylko bramkę i dwóch zawodników. Cała prawa strona bramki była odkryta. Niestety Danny przestraszył się, ciężko powiedzieć nawet czego. Być może za bardzo chciał zdobyć bramkę, a być może obawiał się, że tuż za nim stoi któryś z rywali. Teraz możemy jednak tylko snuć przypuszczenia, a fakty są takie, że Welbeck strzelił prosto w kładącego się na ziemie Abdennoura.


Przejdźmy do zakończenia, bo te w książkach zawsze są najciekawsze. Aaron Ramsey w 79 minucie zdobywa bramkę na 2:0, tym samym nadzieje sięgają zenitu. Kibice do ostatnich sekund spotkania na Stade Louis II przygryzają z niepokoju paznokcie. Jedna bramka może o wszystkim zadecydować. Tak niewiele, a zarazem tak wiele. Atmosferę dodatkowo podgrzewa uderzenie Alexisa Sancheza z 83 minuty. Chilijczyk głową uderza na bramkę Subasicia, a ten na lini (najprawdopodobniej, gdyż akurat w tej chwili, gdy najbardziej by się to przydało nie mogliśmy obejrzeć powtórki z wykorzystaniem Goal-Line Technology - w Lidze Mistrzów takowa nie jest wykorzystywana) interweniuje. To był ten strzał, który mógł zapewnić Kanonierom awans. Końcówka wyglądała jak zabawa 5-latka na komputerze. Kopiuj-wklej, kopiuj-wklej. Każda akcja Arsenalu opierała się na zagraniu na skrzydło i rozpaczliwej wrzutce w pole karne. Złudne były jednak ich nadzieje, bo w polu karnym znajdowało się wówczas bodajże 6, czy też 7  graczy Monaco. Tak właśnie się to skończyło. Rozpaczliwe ataki, wyglądały jak wołanie o pomóc w opuszczonym lesie. Nie mogły Arsenalowi pomóc i nie pomogły. To Monaco zagra w ćwierćfinale Pucharu Mistrzów,


Warto na koniec poświęcić kilka słów tym, którzy wywalczyli awans. W pierwszym spotkaniu zespół AS Monaco był cwany jak lis i z wielką skutecznością wykorzystywał każde potknięcie rywala. We wtorkowy wieczór jednak o grze drużyny Monaco nie można było powiedzieć nic dobrego. Można usprawiedliwić ich defensywną taktykę. Podopieczni Leonardo Jardima widzieli napewno niedzielne starcie ligowe Arsenalu, w którym to The Gunners pokonali 3:0 West Ham. Oczywistym było, że Arsenal zagra we wtorkowym rewanżu ofensywnie, a wicemistrz Francji swoich szans powinien upatrywać w kontrach. Dokładnie tak wyglądał ten mecz. Trzeba jednak przyznać, że zawodnicy Monaco zawiedli po całości. Nawet przez chwilę nie próbowali przejąć inicjatywy. Ich gry nawet nie możemy określić mianem "kopnij-biegnij". Defensorzy przejmowali piłkę, wybijali ją daleko do skrzydłowych, a dalej "niech się dzieje wola nieba". Nawet nie udawali, że zależy im na zdobyciu bramki. Ich celem było to, by nie stracić trzech bramek. Cel wprawdzie wypełnili, ale jak to się zwykło kolokwialnie mawiać, smród pozostał. Monaco w rewanżu nie pokazało się z dobrej strony, a wręcz przeciwnie.


Monaco awans wywalczyło i za to należą im się brawa. Nie pokazali się jednak z dobrej strony w kotekście walki o awans do półfinału Champions League. Jeżeli tak samo ma wyglądać występ AS Monaco w ćwierćfinale, to już teraz możemy powiedzieć i to dość jednoznacznie, że będzie to zabójstwo futbolu. Ciężko mi jest jednak wyobrazić sobie jakikolwiek inny scenariusz, niż odpadnięcie wicemistrza Francji już w kolejnej rundzie LM. Co się zaś tyczy Arsenalu to pomimo wszystkich opisanych tu przeze mnie błędów, które tu wymieniłem należy im się ogromny szacunek. Nie zagrali perfekcyjnie, ale zagrali dobrze. To niesłychanie ważne w kontekście ich walki o jak najlepszą lokatę na koniec tego sezonu w Premier League. Osobiście nadal nie skreślałbym podopiecznych Wengera nawet w kontekście walki o...mistrzostwo Anglii. W ostatnich tygodniach Chelsea ma swoje problemy i wcale jeszcze nie zapewniła sobie tego mistrzostwa. W piłce nożnej nigdy nic nie wiadomo i to właśnie jest cale piękno futbolu!


-by PD